09-04-2019

9/4/2019

Trend na zero waste – nie do przegapienia w małych sklepach

Mały osiedlowy sklep, czy wielkopowierzchniowy market? Kiedyś nie było wątpliwości, że zakupy typu „wszystko pod jednym dachem”, to wygoda i spora oszczędność czasu. Teraz jednak klienci chętniej odwiedzają małe, osiedlowe sklepy. Przyciągają ich świeże, dobrej jakości produkty i zaprzyjaźnieni z nimi sprzedawcy, którzy znają ich gusta i potrzeby. Klienci chcą żyć ekologicznie, czyli nie tylko zdrowo, ale i bez marnowania żywności, której w supermarketach kupuje się zazwyczaj zbyt wiele, żeby ją zjeść zanim się zepsuje. Coraz większą popularność zdobywa trend „zero waste”, czyli wszystkim zaczyna zależeć na tym, żeby produkować jak najmniej śmieci i zbliżać się do owego, magicznego, jak dotąd, „zera odpadków”. Dotyczy to nie tylko żywności, ale od czegoś trzeba zacząć.  Osiedlowy sklep może swoim klientom zapewnić zakupy niedużych ilości jedzenia, towar od lubianych producentów czy, wreszcie, półprodukty do szybkiego przyrządzania.

Dlaczego marnowanie jedzenia to prawdziwy i trudny problem?

Z raportu, który opublikowała w 2018 roku Federacja Polskich Banków Żywności, przeprowadzonego przez Kantar Millward Brown, wynika, że niemal połowa mieszkańców Polski, bo aż 42 procent, przyznała się do wyrzucania jedzenia. Łącznie w naszym kraju marnuje się go aż 9 mln ton. Z badań wynika też, że:

wciąż najczęstszym powodem wyrzucania pozostaje przegapianie terminu przydatności (29%), ale też za duże zakupy (20%) oraz zbyt duże porcje (15%). Według badań Polacy najłatwiej wyrzucają pieczywo (49%), owoce (46%), wędliny (45%) i warzywa (37%).

Nic więc dziwnego, że takie dane mogą wzbudzić nie tylko niepokój, ale i chęć zmiany dotychczasowego stylu życia. Najczęściej bowiem przesadna ilość produktów, zapełniających po brzegi lodówki, trafia do domów ze sklepów wielkopowierzchniowych. A z przepełnionych lodówek, niestety, na śmietnik.

Zero waste, czyli żyjmy nie produkując śmieci

Początki, jak zawsze, bywają trudne. Nie da się osiągnąć takiego celu w ciągu kilku dni. Ważne jest jednak to, żeby zmierzać, dla dobra własnego, przyszłych pokoleń i całej planety w tym właśnie kierunku.

Może brzmi to nieco patetycznie, ale wystarczy przypomnieć sobie piękne niegdyś wybrzeża mórz, zasypane wszelkiego typu odpadami czy martwe morskie zwierzęta, których wnętrzności oplatają plastikowe torby i inne śmieci. To tylko przykłady, które niedawno obiegły media społecznościowe.

Stąd też ruch, który ma zapobiegać tym właśnie zniszczeniom. Poczynając od rzeczy najprostszych, czyli – unikania plastiku. Jedna z działaczek ekologicznych, Areta Szpura, doradza używanie własnej, materiałowej torby zamiast plastikowej reklamówki, własnego kubka i sztućców zamiast jednorazówek i własnej, szklanej butelki na wodę.

Zero waste nie tylko w spożywce

W trendzie „zero-waste” mieszczą się też przeróbki starej garderoby z dobrych materiałów i rezygnacja z kupowania nowych, choć marnych, rzeczy, które po trzech praniach trafią do śmieci, naprawianie zużytych sprzętów, zamiast zastępowania ich nowymi czy też, w przypadku żywności – niemarnowanie.

Inaczej mówiąc, kupowanie na miarę potrzeb, nie na zapas, którego i tak nigdy nie zjemy. Jaki wpływ ma produkcja żywności i jej wyrzucanie na stan środowiska, w którym żyjemy?  Według danych Polskiej Federacji Banków Żywności:

produkcja jednej bułki z serem pochłania 90 litrów wody. Produkcja kilograma wołowiny – to 10 do 30 tysięcy litrów wody[… ]Jedna tona marnowanej żywności przyczynia się do powstawania ponad 4 ton dwutlenku węgla.

Te dane mówią wprost - marnowanie żywności to bezsensowne niszczenie środowiska. Dlatego też kierunek „zero waste”, przy zakupach żywnościowych, wydaje się tak istotny. Stąd też tendencja do racjonalizacji zakupów i ważna w tym rola małych sklepów osiedlowych i sklepów convenience.

„Zakupowy freestyle” w  sklepach wielkopowierzchniowych

Oczywiście można zrobić w wielkopowierzchniowym markecie rozsądne i uporządkowane zakupy. W gruncie rzeczy wymaga to jednak dobrego planowania. Bez opracowanej logistyki, na obolałych nogach i w całkowitym rozkojarzeniu, kupowanie staje się niezbyt racjonalne. W gruncie rzeczy trudno o oszczędności, czy poczynienie sensownych zapasów. Ma być dużo, tanio i szybko.

Dużo? Zazwyczaj zbyt dużo!

Nie chodzi tu o towar kupowany na sztuki, ale o produkty paczkowane, które trudno zużyć za jednym, dwoma czy nawet trzema zamachami.

Jeśli ktoś jest singlem – nie zje wielkiego, kilogramowego opakowania kiełbasy czy pieczeni. Jeśli to zakupy rodzinne, jedzenie przez trzy dni tego samego kawałka mięsa, też nie jest zachęcające.

Paczkowane warzywa i owoce dość łatwo się psują. Podobnie też bywa z pieczywem. W gruncie rzeczy więc jest sporo do zjedzenia w stosunkowo krótkim czasie, tak aby zdążyć przed upływem terminu ważności. W efekcie żywność trafia do kosza.

Tanio? Pod warunkiem, że nic się nie zmarnuje!

Oczywiście, ów przykładowy kilogram kiełbasy, kupiony w supermarkecie, jest tańszy, niż w mniejszym sklepie. Jeśli jednak z całego opakowania zjedzone zostaną trzy sztuki, a reszta prosto z zakamarków lodówki trafi do śmietnika, cena zakupu okaże się znacznie wyższa.

Tę samą miarę trzeba też przyłożyć do innych produktów. Im więcej z nich wyląduje w koszu na śmieci, tym cena staje się wyższa

Szybko? Dlaczego więc minęło całe popołudnie!

Pozory mylą. To tylko jedno pomieszczenie, w którym nagromadzony jest towar. Jeśli jednak weźmie się pod uwagę, ile razy trzeba się cofnąć po zapomniany produkt, ile czasu trzeba poświęcić na szukanie tego, co jest potrzebne, a przede wszystkim, ile to kilometrów, bo taki sklep wielkopowierzchniowy ma wielkość sporego pola uprawnego, można to poczucie szybkości utracić. Zwłaszcza, że na finiszu czeka jeszcze kolejka przy kasie, a czas można sobie zapełnić dokładaniem zbędnych, jak się potem okaże, dodatkowych produktów.

Ciężko więc po takich zakupach marzyć o „zero waste”, oszczędzaniu i niemarnowaniu żywności. Jeśli dodamy do tego wydłużenie czasu z pracy do domu (w sytuacji, kiedy zjeżdżamy do supermarketu), to klient może zatęsknić za swoimi osiedlowym małym sklepem.  Oczywiście warto go w tej tęsknocie podtrzymać i zachęcić do wizyty, a potem do coraz częstszych powrotów.

Dziesięć wartych zapamiętania zalet małych sklepów:

Lokalizacja

Mały osiedlowy sklep, z natury rzeczy, jest blisko domu. Można więc zrobić zakupy nie nadkładając drogi, albo bez problemu i straty czasu zaopatrzyć się w te produkty, których brakuje do zaplanowanego posiłku.

Wybór

Z pewnością mały sklep nie wygra z wielkopowierzchniowym, konkurując ilością towaru. Jednak klient, inaczej niż w dyskoncie, nie musi kupić pięciu kilogramów ziemniaków, bo tak są zapakowane. Może wybrać większe albo mniejsze, młode albo stare i to w dowolnej ilości. W sezonie wiele małych sklepów warzywno- owocowych wystawia towar na straganie, na dworze. Można więc swobodnie przyjrzeć mu się w dziennym świetle i wybrać to, na co ma się ochotę.

„Zero waste”

Klienci kupują mniej, ale za to częściej odwiedzają sklep. W efekcie obie strony są zadowolone. W osiedlowym sklepie wydaje się mniej pieniędzy, nawet jeśli towar jest trochę droższy, bo kupuje się go mniej niż w supermarkecie. Można też pokusić się o większą różnorodność. Przyjemniej jest kupić po kilka plasterków różnych wędlin, niż wielkie opakowanie jednego typu. Je się więc to, na co ma się ochotę, a nie coś, co zalega w lodówce. A co najważniejsze, niczego nie trzeba wyrzucać!

Świeży towar

Małe sklepy kupują towar w mniejszych ilościach i częściej niż wielkopowierzchniowe. Oferują więc produkty znacznie bardziej świeże, niż te wymęczone w chłodniach, lodówkach i klimatyzowanych wnętrzach. Mniej towaru – mniej pozostałości. Czyli znów – „zero waste”.

Zaufanie

Pracownicy, czy właściciele osiedlowych sklepów znają swoich klientów, ponieważ widują ich prawie codziennie. Wytwarza się więc między nimi swoista, przyjazna więź. Potrafią doradzić, jaki produkt kupić, przypomnieć o takim, w który klient zwykle się zaopatruje, a z powodu roztargnienia zapomniał, polecić jakąś nowość, która może trafić w jego gust.

Czasem to rady natury całkiem podstawowej. Na przykład kulinarny debiutant pyta, jak przyrządzić filet drobiowy. W małym sklepie może usłyszeć o kilku nawet sposobach, a także – co jeszcze warto dokupić, żeby potrawa była idealna.

W sklepie, któremu klient ufa, nie ma żadnych wątpliwości dotyczących oferowanych produktów. Jeśli natomiast klientowi zdarzy się wyjść z domu bez portfela, nie musi czuć się zawstydzony czy skrępowany. Wiadomo, że za chwilę wróci z kartą, czy gotówką i nikt nie żąda, żeby zostawił do tego czasu torbę z zakupami na miejscu.

Produkty „flagowe”

Wiele małych sklepów słynie z jakiegoś produktu. Mogą to być wyjątkowo smaczne ogórki małosolne, pomidory, które „smakują tak, jak kiedyś”, świeży, na miejscu krojony chleb czy charakterystyczne wędliny. Sukces polega nie tylko na tym, że o wyjątkowych zaletach towaru wiedzą wszyscy mieszkańcy sąsiednich budynków. Czasem wieść się roznosi poza osiedle. Nie może być piękniejszej muzyki dla uszu właściciela sklepu, niż pytanie przybysza z innej dzielnicy: Czy u pana kupię te wspaniałe pomidory, które tak bardzo mi smakowały?

Bywa, że to po prostu tajemnica dostawcy. Produkuje niewiele i według własnych, sprawdzonych receptur. Dla sklepu wielkopowierzchniowego nie będzie partnerem, ale niewielkiemu sklepowi przysporzy sławy i klientów.

Na bieżąco z trendami

Jeśli właściciel i pracownicy interesują się wszystkim, co cieszy się popularnością na rynku, bardziej wymagający klienci, szukający, na przykład, produktów ekologicznych czy wegetariańskich, znajdą w swoim osiedlowym sklepie to, czego potrzebują.

Jednocześnie nikogo nie zdziwi, jeśli ktoś naleje sobie kupioną właśnie kawę z automatu do własnego kubka. Wiadomo będzie, że klient jest zwolennikiem „zero waste”.

W zespole łatwiej

Często osiedlowe sklepy dzielą się miedzy sobą specjalnościami. Na przykład – obok piekarni, która skupia się na różnych odmianach chleba i ciastach, jest sklep z mięsem, wędlinami i jakąś potrawą „na ciepło” oraz, jako trzeci, sklepik z warzywami, owocami i środkami czystości. Wystarczy zatoczyć małe koło i wszystkie zakupy zrobione. Z drugiej strony – nie ma potrzeby sprawdzania, jak powodzi się konkurencji. Każdy oferuje coś innego, a jednocześnie - wszyscy wzajemnie się uzupełniają. Nikt nikomu nie odbiera klientów.

Centrum życia towarzyskiego

Dla wielu mieszkańców osiedli mały sklepik pełni rolę miejsca spotkań, wymiany poglądów na wszelkie tematy, zwierzeń i plotek. A skoro wewnątrz jest niezbyt wiele miejsca, część właścicieli na dworze stawia ławkę, krzesełka i stolik. Dzięki temu kwitnie nie tylko handel, ale i życie sąsiedzkie. To zawsze działa jak gigantyczny magnes. I zakupy i rozmowy są bowiem wielu klientom tak samo potrzebne. Jedno generuje więc drugie.

Dodatkowe usługi

Zamiast szukać bankomatu, klient może skorzystać z cash back. Zamiast czekać na kuriera, może odebrać paczkę w sklepie. A jeśli już przyjdzie, to na pewno wypije kawę, albo kupi sobie coś do jedzenia. Choćby dlatego, że oszczędził czas.

Małe sklepy na konsumenckim topie

Badacze rynku zwracają uwagę na to, że małe i średnie sklepy przetrwały swoje najtrudniejsze lata, kiedy to klienci tłumnie ruszyli do hipermarketów. Teraz powoli następuje odwrót. Po części wpływ na taki stan rzeczy ma sytuacja ekonomiczna, czyli rosnące pensje, niskie bezrobocie, program 500+ oraz poziom inflacji. Klienci nie szukają już najtańszych, tylko najbardziej przyjaznych sklepów.

Małym sklepom łatwiej wpisać się w trendy nie tylko ekonomiczne, ale i kulturowe. Modę na produkty naturalne, slow life, czyli życie bez pośpiechu, które pozwala dłużej zachować zdrowie i pogodę ducha, odbudowę sąsiedzkich więzi, czy wreszcie kierunek „zero waste” w ramach ekologicznej troski o całą planetę, łatwiej wprowadzić w czyn, kiedy nie jest się gigantyczną korporacją, gdzie zasady działania zmieniają się dużo wolniej i oporniej.

Tymczasem trzeba pamiętać, że konsumenci są coraz bardziej świadomi i wybierają te miejsca zaopatrywania się w produkty, gdzie mogą realizować swoje potrzeby i dążenia. To wyczucie właściwego kierunku wydaje się gwarancją sukcesu.  

Społeczna odpowiedzialność jest wpisana w biznes Eurocash i wszystkich przedsiębiorców – właścicieli sklepów, z którymi współpracujemy – wyjaśnia Katarzyna Kopaczewska, członek zarządu Grupy Eurocash. Projekty społeczne wzmacniają konkurencyjność sklepów małopowierzchniowych, mają pośredni wpływ na rozwój lokalnego otoczenia naszych klientów, a także przyczyniają się do zmiany całego rynku detalicznego.

Jednym z wielu przykładów może tu być zeszłoroczny konkurs grantowy „Lokalni Herosi”, w którym wzięło udział ponad 400 właścicieli sklepów małopowierzchniowych z 250 miejscowości, a którego celem było tworzenie projektów na rzecz poprawy życia lokalnych społeczności.

https://bankizywnosci.pl/podsumowanie-raportu-nie-marnuj-jedzenia-2018-oraz-debaty-z-udzialem-ekspertow/

Areta Szpura, współtwórczyni marki Local Heroes, blogerka, autorka książki Jak uratować świat? Czyli co dobrego możesz zrobić dla planety?

https://bankizywnosci.pl/podsumowanie-raportu-nie-marnuj-jedzenia-2018-oraz-debaty-z-udzialem-ekspertow/

https://strefabiznesu.pl/hipermarkety-nie-maja-przyszlosci-nie-tylko-przez-zakaz-handlu-w-niedziele/ar/12932742

Odpowiedzialny Eurocash – raport Grupy z działalności niefinansowej z 19.03.2019 za rok 2018

       

Podobne artykuły